pt., 03/01/2025 - 12:00
Kod CSS i JS

– Gdy mam swoje projekty, mogę sama planować swój dzień. W jednym tygodniu zajmuję się klifami Estonii, a w kolejnym lodem morskim na Spitsbergenie – mówi dr Zuzanna Świrad, geomorfolożka z Instytutu Geofizyki PAN, laureatka programu stypendialnego L’Oréal-UNESCO Dla Kobiet i Nauki. W rozmowie z Anną Korzekwą-Józefowicz opowiedziała o swoich badaniach, warunkach pracy badaczki wybrzeży i równowadze między życiem prywatnym i zawodowym.

Dr Zuzanna Świrad, podczas gali 24. edycji programu L’Oréal-UNESCO Dla Kobiet i Nauki, fot. L’Oréal PolskaDr Zuzanna Świrad, podczas gali 24. edycji programu L’Oréal-UNESCO Dla Kobiet i Nauki, fot. L’Oréal Polska Program stypendialny L’Oréal-UNESCO Dla Kobiet i Nauki wspiera zdolne badaczki realizujące projekty z zakresu nauk o życiu. Polska edycja programu stanowi część globalnej inicjatywy For Women in Science organizowanej w ponad stu krajach. W 24. edycji programu, rozstrzygniętej pod koniec 2024 roku, wyróżnione zostały Justyna Jakubska, Hanna Orlikowska-Rzeźnik, Maja Szymczak, dr Katarzyna Klonowska, dr Alicja Mikołajczyk oraz dr Zuzanna Świrad. Badaczki są również laureatkami konkursów NCN.

Zuzanna Świrad jest geomorfolożką, zajmuje się badaniami erozji wybrzeży skalistych. W badaniach wykorzystuje zaawansowane technologie, takie jak skaning laserowy, fotogrametria i analiza obrazów satelitarnych, aby opracować precyzyjne narzędzia do monitorowania zmian w środowisku przybrzeżnym. Realizuje dwa projekty NCN.

Pracuje w Instytucie Geofizyki Polskiej Akademii Nauk, gdzie prowadzi badania nad wpływem zaniku pokrywy lodu morskiego na erozję wybrzeży Arktyki. Studiowała na Uniwersytecie Wrocławskim, doktorat zrobiła na Uniwersytecie w Durham w Wielkiej Brytanii, staż podoktorski odbyła na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. Była także na stażach m.in. w Instytucie Badań Polarnych im. Scotta na Uniwersytecie w Cambridge, Centrum Lotów Kosmicznych im. Goddarda NASA i Arktycznym Uniwersytecie Norwegii.

Anna Korzekwa-Józefowicz: Przeczytałam, że do pracy naukowej zachęciła Panią m.in. praca pomocy kucharza. Ale była to praca w dość wyjątkowej kuchni.

Dr Zuzanna Świrad: Tak, gdy byłam na pierwszym roku studiów mój wykładowca, który przygotowywał się jako kierownik do wyprawy polarnej do Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie podczas ćwiczeń powiedział: „Jeśli ktoś chce pojechać na kuchnię, to do jutra niech wyśle mi CV”. Wysłałam je, a kilka dni później usłyszałam: „Witamy w ekipie”. I tak, jako dwudziestolatka, pojechałam na dwa miesiące na Polską Stację Polarną.

Monitorowanie nabiegania fal na plażę Zatoki Białego Niedźwiedzia (Isbjørnhamna) w okolicach Polskiej Stacji Polarnej HornsundMonitorowanie nabiegania fal na plażę Zatoki Białego Niedźwiedzia (Isbjørnhamna) w okolicach Polskiej Stacji Polarnej Hornsund Co sprawiło, że pomyślała Pani wtedy o pracy naukowej, która wiązałaby się z wyjazdami w takie miejsca?

Urzekła mnie przede wszystkim przyroda. Dotarcie do stacji zajęło nam tydzień. Płynęliśmy statkiem z Gdyni na Spitsbergen. Najpierw jeszcze coś było widać, minęliśmy Cieśniny Duńskie, potem brzegi norweskie, potem już nie było widać lądu i nagle zaczęły się pojawiać góry lodowe. Wreszcie dopłynęliśmy do fiordu Hornsund, gdzie znajduje się stacja polarna. Zachwyciło mnie, że wszystko było tak blisko – lodowce uchodzące do morza, piękne góry. I to, że góry i morze były tak blisko siebie – w Polsce przecież nie ma takich widoków. Do tego niedźwiedzie polarne, renifery, liski polarne.

Ale są też oczywiste niedogodności związane z taką pracą.

To prawda, już sama podróż była mało dogodna, bo mam chorobę morską. Potem dwa miesiące na stacji w takiej małej grupie to też było wyzwanie.

Zakładam, że najbardziej daje w kość jednak pogoda.

Na Spitsbergenie najgorszy jest wiatr. Jak wieje, to właściwie nie wychodzi się ze stacji, więc jest się zamkniętym w małej społeczności. Ale sama stacja ma wszystko, co potrzebne do życia – prysznic jest, łóżko jest. Warunki nie są spartańskie. Oprócz tego, ze względu na niedźwiedzie polarne, ze stacji trzeba zawsze wychodzić z bronią i co najmniej parami. Nie można tak naprawdę się rozluźnić, cały czas trzeba się rozglądać i patrzeć, czy niedźwiedź się nie zbliża.

Prawdopodobieństwo spotkania niedźwiedzia jest duże?

Czasem jest tak, że przez miesiąc czy dwa ich nie widać, ale czasem jest tak, że pojawiają się w pobliżu stacji i wtedy trzeba być naprawdę ostrożnym. Do tego koło stacji jest dużo pagórków, więc jak są za pagórkiem, to można przez przypadek znaleźć się bardzo blisko nich, a wtedy robi się naprawdę niebezpiecznie. Mnie coś takiego spotkało właśnie wtedy, w trakcie pierwszego wyjazdu, w 2009 roku. Szłam z koleżanką, nagle podniosłam głowę i zobaczyłam, że 20 metrów od nas stoi niedźwiedź, który właśnie się obudził. To było bardzo mocne doświadczenie. Miałam wtedy przy sobie strzelbę, więc ją naładowałam i przygotowałam, ale na szczęście niedźwiedź nie zaatakował. Wycofałyśmy się powoli, obserwując go, a gdy znalazłyśmy się w bezpiecznej odległości, ruszyłyśmy szybciej i wróciłyśmy do stacji.

Na co dzień praca geomorfolożki nie jest jednak pewnie tak emocjonująca. Jak wygląda Pani zwykły dzień pracy?

Na co dzień jest to praca głównie biurowa, analizuję dane na komputerze. Jeśli chodzi o wyjazdy, w ostatnim roku miałam dwa, każdy po trzy tygodnie – w czerwcu i sierpniu, oba na Spitsbergen. Poza tym są konferencje i wizyty w innych ośrodkach.

Pomiary twardości skał przy użyciu młotka Schmidta, Trinidad, północna Kalifornia.Pomiary twardości skał przy użyciu młotka Schmidta, Trinidad, północna Kalifornia. Pani badania dostarczają informacji mogących wspierać adaptację wybrzeży do zagrożeń związanych z globalnym ociepleniem. Jakie to informacje?

W czasie stażu podoktorskiego prowadziłam badania na temat zróżnicowania tempa erozji klifów w Kalifornii, w całym stanie. Teraz, gdy klimat się zmienia, a sztormy stają się częstsze i poziom morza się podnosi, zagrożenia również będą się zmieniać. Staraliśmy się określić, które obszary są najbardziej narażone na erozję. Jeśli znajdują się tam domy mieszkalne, warto rozważyć sposoby ich ochrony. Obszary przybrzeżne w Kalifornii są gęsto zaludnione, dlatego wyniki badań mają znaczenie m.in. dla władz lokalnych.

W tym roku rozpoczęłam badania klifów wzdłuż wybrzeży Bałtyku, w których po części będą przeniesione metody, które stosowałam w Kalifornii, na obszar Morza Bałtyckiego. Skupiam się na wybrzeżach Estonii, Łotwy i Gotlandii, ponieważ tam występują wybrzeża skaliste, którymi naukowo się zajmuję.

Przykładowo, w Estonii cofanie się klifów i obrywy skalne powodują uszkodzenia dróg, a szczyt klifów niebezpiecznie zbliża się do osiedli mieszkaniowych. Wciąż jednak panuje przekonanie, że klify są stabilne. Po sztormach wygląd plaży zmienia się zauważalnie, natomiast klify wydają się nienaruszone. Tymczasem dzięki precyzyjnym metodom badawczym wiemy, że zmiany zachodzą cały czas, a katastrofalne obrywy skalne, choć rzadkie, zdarzają się.

A polskie wybrzeże?

W Polsce klify są zupełnie inne – słabo skonsolidowane, zbudowane z osadów polodowcowych. Na razie skupiam się na obszarach, w których występują wybrzeża skaliste.

Wyniki badań są rzeczywiście wykorzystywane? Do czego może prowadzić lekceważenie zmian wybrzeży?

Lokalni decydenci mogą korzystać z naszych badań na przykład w celu oceny zagrożeń i planowania działań ochronnych.

Jeśli zignorujemy wyniki badań, możemy mieć do czynienia z bardzo poważnymi konsekwencjami ekonomicznymi i społecznymi. Straty mogą obejmować uszkodzenia infrastruktury, budynków, a także zagrożenie dla życia ludzkiego. Zdarzają się przypadki, gdy osoby opalające się pod klifami zostają przygniecione w czasie obrywu. W obliczu dynamicznych zmian klimatu, które przyspieszają procesy erozyjne, lepiej się na te zmiany przygotować i podejmować odpowiednie działania.

Zbierania danych topograficznych na plaży Torrey Pines, południowa Kalifornia.Zbierania danych topograficznych na plaży Torrey Pines, południowa Kalifornia. Pani praca została doceniona przez członków kapituły konkursu L’Oréal-UNESCO dla Kobiet i nauki. Na ile istotne są dla Pani takie wyróżnienia?

Bardzo się cieszę, że jury mnie uwzględniło, bo zazwyczaj nagrody trafiają do osób zajmujących się medycyną czy biologią. Tym bardziej cieszy mnie, że doceniono znaczenie zmian klimatu i zagrożeń naturalnych jako ważnej części nauk przyrodniczych – to wciąż coś nowego. Byłam naprawdę zaszczycona i wzruszona, zarówno gdy się o tym dowiedziałam, jak i podczas gali, w trakcie której wręczono wyróżnienia.

Wg bazy Ludzi Nauki OPI geomorfologią zajmuje się w Polsce powyżej 300 osób, 2/3 to mężczyźni. A jak to wygląda konkretnie w przypadku badania wybrzeży?

Geomorfologię litoralną można podzielić na badania wybrzeży klifowych, plażowych oraz słonych bagien i wybrzeży namorzynowych. Jeśli skupiamy się na wybrzeżach skalistych, czyli przede wszystkim na badaniu klifów w skałach litych, to na całym świecie jest może 10-15 osób prowadzących rozległe badania w tym temacie, w tym 2-3 badaczki.

Jak zachęcałaby Pani zatem inne kobiety do pracy w tej dziedzinie?

Ten typ pracy daje dużo satysfakcji. Ogromną przyjemność sprawia mi odkrywanie procesów fizycznych. To bardzo satysfakcjonujące, kiedy coś zaczyna się układać, pojawia się nowa, wcześniej nieznana zależność. Cenię również wolność, jaką daje moja praca. Teraz, gdy mam swoje projekty, mogę sama planować swój dzień. W jednym tygodniu zajmuję się klifami Estonii, a w kolejnym lodem morskim na Spitsbergenie.

Badaczki, z którymi wcześniej rozmawiałam, często podkreślają znaczenie rozmaitych inicjatyw mentoringowych i wsparcia badaczek dla młodszych koleżanek. Pani także ma takie doświadczenie.

Tak, w trakcie stażu podoktorskiego w Stanach uczestniczyłam w programie mentoringowym MPOWIR – Mentoring Physical Oceanography Women to Increase Retention. Był to program przeznaczony dla naukowczyń z różnych ośrodków zajmujących się oceanografią fizyczną. Spotkania odbywały się raz w miesiącu na Zoomie, a w grupie uczestniczyło sześć młodych badaczek oraz dwie mentorki: jedna na stanowisku assistant professor, druga associate professor. Rozmawiałyśmy o wielu istotnych tematach, np. aplikowaniu o granty, ale też o łączeniu ról zawodowych i rodzinnych, czy sposobach na radzenie sobie z syndromem oszusta, który – jak się okazało – jest dość powszechny. Bardzo cenne okazało się wsparcie emocjonalne, którego w codziennej pracy naukowej często brakuje i możliwość szczerej rozmowy o trudnościach z osobami znajdującymi się w podobnej sytuacji.

Skaning laserowy klifów w Staithes, północno-wschodnia Anglia.Skaning laserowy klifów w Staithes, północno-wschodnia Anglia. I udaje się Pani znaleźć balans między życiem prywatnym a zawodowym?

To może panią zaskoczyć, ale u mnie z zachowaniem balansu nie jest źle. Myślę, że zawdzięczam to wielu latom spędzonym w Anglii, gdzie przywiązuje się dużą wagę do rozdzielania pracy od czasu wolnego. Jeszcze przed doktoratem, kiedy po studiach magisterskich wyjechałam na rok do Cambridge na praktyki, obserwowałam, jak mój opiekun bardzo pilnował swoich godzin pracy. Zawsze wracał do domu o określonej porze, w piątki często wychodził wcześniej, nie odpowiadał na maile przed poniedziałkiem. Wakacje traktował jako święty czas, w którym całkowicie odcinał się od pracy.

Podczas doktoratu było już inaczej – to bardzo wymagający etap, który potrafi człowieka całkowicie pochłonąć. Moje zaangażowanie było dużo większe. Ale po doktoracie, gdy przez kilka miesięcy pracowałam jako postdoc z moim promotorem, znów wróciły zasady trzymania równowagi między pracą a życiem prywatnym. To doświadczenie uświadomiło mi, jak ważne jest stawianie granic.

Dziś staram się trzymać ustalonych godzin pracy – zwykle zaczynam o 8:00, kończę o 16:00. Oczywiście badania terenowe, czy to na stacji badawczej, czy na statku, to zupełnie inna rzeczywistość. Weekendów wtedy praktycznie nie ma, a godziny pracy są zupełnie nieregularne. Na szczęście możemy odebrać przepracowany czas – jeśli pracujemy w weekendy, później możemy wziąć kilka dni wolnego. Dzięki temu łatwiej zrekompensować sobie intensywne okresy pracy.

Spotkała się Pani z sytuacjami nierównego traktowania kobiet w nauce?

Niedawno miałam dość niezręczną sytuację podczas konferencji Arctic Circle Assembly w Reykjaviku. Mój profesor przedstawił mnie jako „wschodzącą gwiazdę polskiej polarystyki”. W pewnym momencie jeden z uczestników, z Islandii, ważna postać, zapytał mnie, co chcę osiągnąć. Odpowiedziałam, że zależy mi na lepszym prognozowaniu zagrożeń naturalnych na wybrzeżach. Jego następne pytanie brzmiało: „Czy masz rodzinę?”. Miałam wrażenie, że już na wstępie próbował mnie zaszufladkować.

Tego typu pytania często przychodzą niespodziewanie, trudno więc od razu zareagować czy wyedukować rozmówcę, zwłaszcza gdy jest to starszy człowiek z kraju, który uchodzi za bardziej zaawansowany w kwestiach równości niż Polska.

Przypomniało mi to też inną sytuację, sprzed kilku lat, kiedy uczestniczyłam w spotkaniu założycielskim grupy Women in Coastal Geosciences and Engineering. Jedna z inicjatorek opowiadała, że gdy jej dziecko miało rok i pojechała na konferencję naukową, spotkała się tam z komentarzami i pytaniami: „A gdzie jest twoje dziecko?”. Jej odpowiedź była krótka: „Ma całkowicie zdolnego ojca”. Co ciekawe, młodzi mężczyźni, którzy też mają dzieci, nie są pytani na konferencjach o to, gdzie są ich dzieci.

To ja – inaczej niż uczestnik konferencji – właśnie o plany naukowe chciałabym zapytać. Co chciałaby Pani osiągnąć w swojej dziedzinie w najbliższych latach?

Przede wszystkim zależy mi na tym, aby badania wybrzeży skalistych pozwoliły lepiej prognozować zmiany i były bezpośrednio wykorzystywane zarówno przez decydentów, jak i przez lokalne społeczności. Chciałabym również usystematyzować metody pomiarowe w różnych skalach czasowych i przestrzennych – od codziennych obserwacji po rekonstrukcję oraz modelowanie zmian zachodzących na przestrzeni nawet tysiąca lat – oraz zrozumieć jak współcześnie obserwowane procesy wpisują się w długoterminową ewolucję wybrzeży.

W cyklu wywiadów NCN o badaniach, godzeniu ról zawodowych i prywatnych poprzednio ukazały się m.in. wywiady z laureatkami grantów ERC prof. Anną Matysiak, demografką i ekonomistką, prof. Różą Szwedą, chemiczką polimerów i prof. Ewą Szczurek, informatyczką oraz stypendystkami programu L’Oréal-UNESCO Dla Kobiet i Nauki 23. edycji – dr Martą Pacią i dr Aleksandrą Rutkowską